GAZETA POZNAŃSKA, wtorek 21 marzec 2000
Skarby Poznania Minęło 25 lat od wielkiego odkrycia
Dokładnie ćwierć wieku temu miało miejsce w Poznaniu niecodzienne zdarzenie. 7 marca 1975 roku w podziemiach kamienicy przy ulicy Kramarskiej odkryto największy skarb w historii miasta.
Rekord nie został do tej
pory pobity. W glinianym dzbanie znaleziono niemal 8 tysięcy cennych monet.
Niestety, od tego czasu nie doczekały się ekspozycji.
Zimna zima
Badania ratownicze na terenie ulicy Kramarskiej rozpoczęto późną jesienią
1974 roku. Po uzyskaniu wszelkich możliwych zgód przystąpiono wówczas do
rozbiórki kamienicy z XIX wieku lokowanej na średniowiecznych fundamentach.
- Budynek był rzeczywiście w okropnym stanie. Mury się waliły, całość była
bardzo zaniedbana - wspomina Zbigniew Karolczak z Muzeum Archeologicznego, który
w tamtych latach pilnował właściwego prowadzenia prac. - Było bardzo zimno, ale
robota jakoś szła. W piwnicach kamienicy zamontowano koksowniki, a zatrudnieni
do odgruzowywania piekli na nich kiełbaski i popijali czymś mocniejszym.
Niespodzianka
w gruzowisku
W podziemiach kamienicy przy ulicy Kramarskiej 17 na stałe pracowała
pięcioosobowa ekipa zatrudniona przez Pracownie Konserwacji Zabytków. Zadaniem
na 7 marca było dalsze odgruzowanie korytarza znajdującego się około 15 metrów
od krawężnika głównej drogi
- Pech chciał, że tego dnia musiałem służbowo wyjechać do Warszawy - wspomina
Z. Karolczak. - Gdybym wiedział, co się wydarzy, nie ruszałbym się z miejsca.
W wąskim korytarzu od rana pracowało dwóch robotników: Ryszard Fertsch i Jan
Pabich. Po odgruzowaniu pierwszego odcinka mężczyźni rozpoczęli prace kawałek
dalej. Kilofy poszły w ruch. Trzy metry pod powierzchnią posadzki, na poziomie
XIV- wiecznego bruku poznańskiego nastąpił kulminacyjny moment. Za kolejnym
zamachem dał się słyszeć łoskot rozbijanego naczynia a spod sterty cegieł
wyjrzały kawałki srebrnego metalu. To był skarb...
Niemal posag
dla królowej
Po wyciągnięciu dzbana z gruzowiska okazało się, że skarb zawiera 20
kilogramów srebrnych monet. Czego tam nie było! Zawinięte w rulony z papieru
leżały w rzędach praskie grosze, grosze Kazimierza Wielkiego, Ludwika Wielkiego
i margrabiego turyńskiego. Osoba, która je ukryła przed wiekami, musiała należeć
do najbogatszych ludzi w kraju.
Jak skrupulatnie obliczono, było to 110 tzw. kop, co stanowiło jedną
dziesiątą posagu królewny Elżbiety - córki Kazimierza Wielkiego, której ślub
odbył się na Zamku Przemysła w Poznaniu. Warto też dodać, że za 300 kop można
było wówczas nabyć wójtostwo poznańskie.
- Robotnicy po wykopaniu cennego znaleziska zapakowali je do ogromnej czarnej
torby i pojawili się w Muzeum Archeologicznym - wspomina Z. Karolczak. - Jako że
przez kilka miesięcy siedziałem wraz z nimi w wykopie, pytali o mnie. Niestety,
byłem w stolicy. Tego samego dnia dziwnym trafem zbiór monet dotarł do gabinetu
numizmatycznego Muzeum Narodowego w Poznaniu, gdzie natychmiast został przyjęty
przez Juliana Olejniczaka - dziś szefa tegoż gabinetu. Z tego, co wiem, zbiór
jest w ciągłej konserwacji.
Skąd ten
skarbiec?
- Trudno dziś wyrokować, kto i kiedy zakopał ów dzban przed ludźmi i dlaczego
o nim zapomniał - mówi Przemysław Błaszczyk, pasjonat współpracujący z Muzeum
Archeologicznym. - Po takim odkryciu zawsze określa się przybliżoną datę
schowania. Tym razem najmłodsze monety pochodziły z drugiej połowy XIV wieku.
Śledząc kroniki miejskie trudno oprzeć się wrażeniu, że najprawdopodobniej
ukrycie skarbu miało związek z wewnętrznymi walkami stronnictw Piastów i Ludwika
Węgierskiego. Inna hipoteza mówi o zamieszaniu właściciela w walki rodowe miedzy
Grzymalitami i Nałęczami.
Prawdy zapewne nigdy nie poznamy, tak jak i nie dowiemy się, kto był
właścicielem skarbu. Być może był nim jakiś bogaty kupiec lub złotnik, bowiem
ulica w tamtych czasach należała właśnie do tego cechu.
Gdzie reszta
skarbu ?
Julian Olejniczak sprawujący pieczę nad skarbem przeprowadził swego czasu
badania pojemności owego glinianego dzbana. Okazało się wówczas, że może
brakować grubo ponad tysiąc monet...
- Przez kilka lat po odkryciu chodziły słuchy o tym, że części skarbu
pojawiły się na rynku. Próbowano handlować praskimi groszami - mówi Z.
Karolczak. - Ówczesna milicja niewiele jednak zdziałała.
Epilog
Pięciu pracowników PKZ-ów otrzymało w dowód uznania od Państwa tak zwane
znaleźne. Było to 17,5 tysiąca złotych do podziału. Średnia pensja była wówczas
na poziomie 1,5 tysiąca złotych.
Krzysztof SMURA
Przemysław Błaszczyk
członek Towarzystwa Miłośników Fortyfikacji
Trudno dziś stwierdzić, do kogo należał wydobyty skarb. Kramarska była
niegdyś ulicą złotników, być może więc był on własnością jednego z członków
cechu.
Na szczęśliwców, oprócz przygody czeka nagroda
Trzeba zajrzeć
w każde miejsce
Fachowcy z branży twierdzą, że pod Poznaniem jest jeszcze wiele miejsc, w
których spoczywają niewyobrażalne skarby.
Na przestrzeni ostatnich 200 lat tylko w samym Poznaniu miało miejsce wiele
frapujących i doniosłych odkryć. Przeważnie znalezisk dokonywano przypadkowo.
Część z nich po dziś dzień znajduje się w prywatnych rękach.
Kopali szaniec
W kwietniu 1772 roku w czasie kopania szańca za kościołem św. Marcina
trafiono na ogromny zbiór monet z czasów Jana Kazimierza. Przypuszczać można, że
ów skarb został ukryty w czasie szwedzkiego ,,Potopu''. Źródła milczą co się z
nim stało... Pod koniec XIX wieku w Koziegłowach znaleziono pokaźny zbiór monet
oraz kolczyków. W 1895 roku w trakcie prac wykopaliskowych w żwirowni przy
dzisiejszej Szelągowskiej znaleziono bogato wyposażony grób zawierający m.in.
złoty wisiorek, bransolety, srebrne klamry z czasów rzymskich.
Niecodzienna wycieczka
O tym, że okolice jeziora Malta kryją jeszcze wiele tajemnic świadczy
znalezisko, jakiego dokonali w 1924 roku uczniowie klasy Ia gimnazjum Marii
Magdaleny. Na piaszczystej wydmie opodal Kopca Wolności znaleziono skórzaną
sakiewkę wypełnioną denarami krzyżowymi z XI wieku. Było ich kilkadziesiąt.
Nauczyciel prowadzący wycieczkę niejaki Tomaszewski, skontaktował się w tej
sprawie z naukowcami. Dziś w Muzeum Archeologicznym znajduje się tylko pięć
monet...
Także w centrum
W 1900 roku na skarby trafiono przed Collegium Minus. Było to około pół
kilograma srebra, na które składało się 476 numizmatów. Wśród nich były bardzo
dobrze zachowane monety bite przez Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Skarb
zaginął.
W trakcie kopania fundamentów pod budynek Naczelnej Dyrekcji Poczty przy
ulicy 23 Lutego znaleziono kilkaset monet z czasów Jana Kazimierza. Warto
wspomnieć także o kolejnym rewelacyjnym odkryciu, które było dziełem przypadku.
Podczas eksploatacji żwirowni u zbiegu ulicy Słowiańskiej i Naramowickiej
znaleziono srebrne sztaby i monety pochodzące z czasów Ottona, Karola Wielkiego,
Udarlyka i Adelajdy. To tylko niektóre z około 40 udokumentowanych odkryć.
Cicho sza...
Poznańscy archeolodzy wiedzą o odkryciu, które nigdy nie było eksponowane.
Dokonał go pewien poznaniak, który w 1964 roku w piwnicy swego domu odkrył
między innymi wspaniale zachowany denar Mieszka I, na którym wybity był szczyt
wieży kościoła, oraz wykonany napis. O tym, że znalezisko miało miejsce, wiadomo
jedynie z jednego z pism numizmatycznych. Nic natomiast nie wiadomo o innych
częściach skarbu.
Krzysztof Smura
Można dostać nagrodę
Archeolodzy twierdzą, że warto zgłaszać znalezienie skarbu, bowiem dzięki
temu ratuje się je przed dalszą degradacją i całkowitym zniszczeniem. Z
rozporządzenia ministra kultury i sztuki z 1995 roku wynika, że wartość nagrody
otrzymanej przez znalazcę nie może przekroczyć 25-krotnego przeciętnego
wynagrodzenia. W wyjątkowych przypadkach może być podniesiona do 30-krotnego
średniego wynagrodzenia. Archeolodzy twierdzą jednak, że tak naprawdę górną
granicę ustala się w zaciszu gabinetów. Ostatecznie na otarcie łez zostaje
dyplom od ministra.
Ostatnie znane odkrycie
Kilka lat temu pod Poznaniem znaleziono srebrne monety z XIV wieku. Główny
znalazca okazał się jednak uczciwym człowiekiem i całość (?) skarbu, tj.
kilkaset monet przekazał do Muzeum. Otrzymał nagrodę. Niestety, po czasie
stwierdził, że jest ona zbyt niska. Zaczął domagać się większej kwoty. Słał
pisma, a jako główny powód żądań wymieniał fakt, iż we wsi stwierdzili, że
postradał zmysły. Pieniądze otrzymał.
Szukając zbiorów Muzeum Miejskiego
Nieszczęsne fatum
ciąży nad skarbem
Stanisław Latanowicz w 1935 roku popełnił samobójstwo. Dwa lata poźniej
podobnie uczynił jego syn Rudolf. Obie tragedie okrywa mgła tajemnicy związana
być może z zaginionym ,,skarbem Latanowicza'', którego śladów poszukujemy od
kilku lat.
Poszukiwania zbiorów znanego poznańskiego kolekcjonera Stanisława Latanowicza
rozpoczęliśmy w 1996 roku, po wskazówkach udzielonych nam przez prof. Andrzeja
Niwińskiego z Instytutu Archeologii w Warszawie. Idąc tym tropem, trafiliśmy na
wiele zagadek i ostatecznie trop poprowadził nas do Archiwum Państwowego. Tu, po
przebrnięciu przez stos archiwów otworzyliśmy ,,worek z zagadkami'', na które
wciąż szukamy odpowiedzi.
Teczka z zoo
,,Sprawy ogrodu zoologicznego i inne'' taką nazwę nosiła teczka odkryta przez
nas w Archiwum. Na stronach 163 i 165 znajdowała się jednak... dokumentacja
dotycząca zbiorów Muzeum Miejskiego. Wśród zbiorów nieznany inwentaryzator
wymienił waria w liczbie 1640 sztuk. ,, Są tu litografie Orłowskiego, szkice
Gersona i Matejki, akwarela Kraszewskiego''.
Obok inwentarki w dokumentach znajdował się projekt przechowania zbiorów
Muzeum Miejskiego na wypadek wojny zatwierdzony 1 czerwca 1939 roku. Dokładnie
miesiąc później postanowiono: ,,Dwie skrzynie ze zbiorów Latanowicza pracownia
na drugim piętrze przechować razem z grafiką poznańską w podziemiach kościoła
farnego przy ulicy Jezuickiej''.
Badania zaprzeczyły
Wiele wskazywało na to, że skrzynie mogły nadal spoczywać w którymś z
zamurowanych korytarzy wychodzących z farnych podziemi. Niestety. Badania
prowadzone pod Farą w ostatnich dwóch latach, faktu tego nie potwierdziły.
Archeolodzy sa jednak dobrej myśli. Twierdzą, że jest jeszcze sporo do
wyjaśnienia. KRIS
Ktokolwiek wie...
W 1939 roku do podziemi zeszli Niemcy. To oni przez najbliższe 6 lat mieli je
wykorzystywać na magazyny spożywcze. Czy trafili na schowane tu zabytki z Muzeum
Miejskiego? A może odkryli je pracownicy Piwnic Win Importowanych, które
wprowadziły się tu w latach 50-. Faktem jest, że skarb zaginął i nikt nie wie co
się z nim stało. Szukamy dalej.
Groby, grobowce, nekropolie
Kilka zagadek do wyjaśnienia
Na przestrzeni ostatnich lat nasza redakcja rozpoczęła i kontynuuje kilka
spraw związanych z odkrywaniem śladów przeszłości.
Tak się jakoś złożyło, że wszystkie prowadzą do grobowych krypt i sarkofagów.
Idąc tropem śmierci znanych Wielkopolan mamy nadzieję poznać tajemnice jakich
nie ujawnili za życia.
Tajemnica Marii Magdaleny
Od lat pieszemy na łamach o pracach archeologicznych na placu Kolegiackim.
Trwają poszukiwania grobowców, które niegdyś zlokalizowane były w podziemiach
największej świątyni Poznania Kolegiaty Marii Magdaleny.
Ekipa kierowana przez Zbigniewa Karolczaka dotarła do fundamentów Kolegiaty
rozebranej w 1802 roku. Odkryto pozostałości posadzki i obmurowań. Narazie nie
ma jednak śladu grobowców, które jeszcze w XVIII wieku uchodziły za
najpiękniejsze w Poznaniu. Tajemnicą jest, gdzie przeniesiono płyty nagrobne i
sarkofagi możnych Poznania. Być może spoczywają one nadal pod parkingiem na
placu Kolegiackim..
Majątek Strzeleckiego
Na poznańskiej Skałce pochowani są między innymi Heliodor Święcicki, Feliks
Nowowiejski. Józef Wybicki. Żadnej ze śmierci wybitnych Wielkopolan nie otacza
jednak taka aura tajemniczości jak zgonu Edmunda Strzeleckiego. Sir Edmund
niedawno trafił do swoich, choć jeszcze na krótko przed śmiercią twierdził, że
obrzydły mu Czernidły Polskie wyrażał się tak o podpoznańskiej Głuszynie,
miejscu swego urodzenia. Wielki podróżnik uciekał z Polski goniony
przekleństwami i stwierdzeniami, wśród których nie brakowało wyzwisk typu
oszust, malwersant itp. Sprowadzenie zwłok Srzeleckiego do Polski mogło zdaniem
niektórych badaczy przeszłości przerwać lub wręcz uniemożliwić starania
spadkobierców o odzyskanie spadku równego dziś setkom milionów funtów. Sprawa
jest bardzo zagmatwana i jej prawny aspekt mogłby wyjaśnić pewnie sam sir
Edmund. Tyle tylko, że on zabrał tę tajemnicę do grobu, zaś jego majątek przejął
osobisty sekretarz podejrzewany o sfałszowanie dokumentu.
Willa NKWD
Podążając tropem zagadki sprzed lat nadal staramy się odkryć tragiczną
tajemnicę nekropolii w parku Kosynierów. W 1995 roku pisaliśmy o niej obszernie.
Do dziś nie udało nam się jednak udowodnić, że w pobliżu miejsca odkrycia kości
stała niegdyś willa, w której rezydowało NKWD. Z ostatnich uzyskanych przez nas
dokumentów wynika, że teren ten był w gestii MSW.
Jeden z czytelników przekazując nam informacje o willi mówił o tym, że w
latach 50/60 często bawił się w jej wnętrzu. Chodziliśmy tam wraz z kolegami. Do
środka wchodziło się przez okno lub piwnicę. Budynek był opuszczony. W pokojach
leżały worki wypełnione dokumentami i zdjęciami. My, jak to dzieci, bawiliśmy
się nimi, ale nic nie wynosiliśmy. Pewnego dnia przyjechała ekipa i budynek
zniknął z powierzchni ziemi.
Cóż to był za budynek i komu zależało na tym, aby zniknęły wszelkie ślady?
Nie demonizując sprawy trudno oprzeć się wrażeniu, że tajemnica sprzed lat
została starannie ukryta i jak widać, nie była to jedyna tajemnica zza grobu.
KRIS
KRIS