Jego życie to była ciągła pogoń za skarbami. Był pasjonatem, który
wydawał pieniądze, by zdobyć zaginione ,,Polonica’’. Zostawił po sobie zbiory
dziś określane mianem skarbu. Zaginionego skarbu.
Stanisław Latanowicz znakomity poznański bibliofil
popełnił samobójstwo w 1935 roku. Otruł się sublimatem – środkiem znanym
fotografom. Otruł się bo nie chciał utracić swych zbiorów.
Rewizor i
Polonica Był zaprzysiężonym rewizorem ksiąg handlowych. Nie narzekał
na brak gotówki. W 1909 roku poznał Annę Kromer. Z małżeństwa z nią urodziło się
dwoje dzieci - Rudolf i Cecylia. Stanisław zarabiał tyle, że mógł sobie pozwolić
na zbytki. Od najmłodszych lat poświęcił się pasji zbieractwa, ale im dalej w
las tym więcej drzew. Pasja zbierania powoli przekształcała się w swoiste
szaleństwo. Na dokumenty królewskie, monety, obrazy i znaczki wydawał coraz
więcej i więcej. W końcu jego żona nie wytrzymała. Małżeństwo skończyło się
rozwodem. Nie załamał się.
Poświęcił
się tzw. życiu publicznemu. Organizował wystawy odwiedzane przez tysiące ludzi.
Cenił go Józef Piłsudski, któremu pomógł odnaleźć rodowe dokumenty. Był
odznaczany i hołubiony przez poznański monde.
Mariusz Swinarski,
nieżyjący już poznański antykwariusz tak pisze o Latanowiczu w cudem ocalonym
rękopisie:
- Poznałem go w 1927 roku. Był jednym z najwybitniejszych
kolekcjonerów. Z wielkim znawstwem gromadził starodruki, rękopisy, autografy,
grafiki. Posiadał bogata kolekcje znaczków – miedzy innymi pierwsze 200 polskich
znaczków z lat 1860/1868. Z racji swego intratnego zawodu mógł sobie pozwolić na
zaspokojenie pasji kolekcjonerskiej.
Latanowicz wiele podróżował. W swych
wycieczkach po Europie odwiedzał domy aukcyjne i antykwariaty. Szukał Poloniców
i znajdował je. Gdy mógł to kupował, gdy nie mógł wpadał w przygnębienie.
Chorował.
Kolejny związek Nadzieją na nowe życie był
kolejny związek poznańskiego bibliofila. Tym razem jego wybranką była łodzianka
- Leokadia Kwiecińska. Ślub wzięli w 1932 roku. Stanisław przyzwyczajeń jednak
nie zmienił. Jak wspomina cytowany wyżej Swinarski - Wyjątkowa pasja
kolekcjonerska doprowadziła go w końcu do chorobliwej bibliomanii, a ta do
kłopotów finansowych. Kilkakrotnie zwracałem mu uwagę, by wszystkiego nie
gromadził, bo na to potrzeba stałych dochodów milionera. Przyznawał mi racje i
dalej robił swoje. Za każdym razem, gdy jakiś Polonic po długiej tułaczce wracał
do kraju cieszył się jak dziecko.
Krótko po drugim ślubie kłopoty finansowe
Latanowicza zaczęły go przerastać. W 1935 roku doszedł do wniosku, że musi
sprzedać część zbiorów, by pokryć należności. Wspominany już Marian Swinarski
załatwił poważnego klienta, jednak negocjacje przeciągały się w nieskończoność.
W końcu sam Swinarski przyznał - On nie był w stanie pozbyć się choćby cząstki
swych zbiorów. W listopadzie jego ciało znalazł rodzina. Zostawił list, w którym
wyjaśniał, że został niesłusznie posądzony przez kilka osób o nadużycia i nie
może już żyć z taką plamą na honorze.
Miasto kupiło Po
Latanowiczu zostały ogromne zbiory. Marzeniem kolekcjonera było, aby trafiły one
do Biblioteki Raczyńskich. Przyjaciele Latanowicza do ich zakupu gorąco
namawiali prezydenta Poznania Cyryla Ratajskiego. Ostatecznie miasto za 170
tysięcy złotych kupiło sporą część zbiorów. Wśród nich znalazło się 3411
autografów, przywilejów i listów, biblioteka licząca 7500 książek, 8334 grafiki,
tysiące monet (w tym i złotych) oraz medali. Były dzieła Matejki, Kraszewskiego,
Gersona. Całość trafiła do Muzeum Miejskiego. W 1939 roku skrzynie ze ,,skarbem
Latanowicza’’ miano ewakuować do podziemi Fary. Od tego czasu ślad po nich
zaginął. Z całego zbioru ocalała tylko niewielka część, ale za to trafiła do
Biblioteki Raczyńskich - tak jak wymarzył sobie St. Latanowicz.
Odkrycia przy okazji Od lat 90-tych na
łamach Expressu prowadzimy poszukiwania zaginionych zbiorów należących do
Stanisława Latanowicza. Dzięki akcji możliwe było rozpoczęcie przywracania
dawnej świetności farnym podziemiom. Przeprowadzono też finansowane przez
ministerstwo kultury i zakrojone na dużą skalę poszukiwania z udziałem
archeologów. Rezultatem było odkrycie starego cmentarzyska, krypty znakomitego
poznańskiego jezuity Kacpra Drużbickiego czy sarkofagu rodziny Kostków. Światło
dzienne ujrzała też stara dokumentacja farna. W jednej z krypt odnaleźliśmy po
latach symbol Kolegiaty Marii Magdaleny, największego i najbogatszego kościoła
Poznania, którego następczynią jest Fara. Niestety skarbu nie było. Wczoraj
pisaliśmy o przygotowaniach do zagospodarowania podziemi i prowadzenia dalszych
prac poszukiwawczych. Może uda się tym razem. Skarb nadal czeka.